Przenieśmy się do XVI – wiecznej Hiszpanii. W przeciwieństwie do Włoch, czy Anglii w tym kraju podziwiać sztuki teatralne mogli nie tylko arystokraci, ale również rodziny rzemieślnicze. W tamtym czasie hiszpańscy miłośnicy dramatu czekali jeszcze na wybitnych pisarzy, którzy zaskakiwaliby ich zajmującymi opowieściami ubranymi w plastycznie dobrany język. Wciąż musieli zadowalać się spektaklami stworzonymi na bazie średniowiecznych misteriów, odbywającymi się w podwórzach, zwanych corrales, gdzie aktorzy swoją sprawnością oraz kolorystyką strojów próbowali ubogacić nudne opowieści.
Sytuację poprawił ktoś, kto za cel wyznaczył sobie sprawianie przyjemności publiczności. Lope de Vega Carpio został okrzyknięty twórcą narodowego teatru hiszpańskiego – komedii płaszcza i szpady. Tworzył dzieła łączące w sobie wiele gatunków, coś z tragizmu i komizmu, trochę romantyzmu i szczypta intrygi. W sztukach jego było wszystko czego oczekiwano – wątki mitologiczne, historyczne, religijne, miłosne, rycerskie i ludowe. Carpio inspirował się ludźmi. Istotami pełnymi namiętności, sprzeczności, emocjonalności. I ludzie oglądali inscenizacje jego dramatów z zapartym tchem, bo czuli, że opowiada historie im bliskie. Wiesz, mój Przyjacielu, właśnie to jest najpiękniejsze w teatrze. Idziesz do miejsca gdzie aktor na żywo odgrywa Ciebie albo Twoich znajomych, zachowuje się jak Wy i jak Wy ma problemy i rozterki. Tym czarował swoich widzów Lope de Vega Carpio – odkrywaniem naturalnego człowieczeństwa, którego w ówczesnym teatrze hiszpańskim brakowało. Carpio napisał około tysiąca ośmiuset sztuk, do naszych czasów zachowało się spośród nich niespełna pięćset. Najsłynniejszymi są „Pies ogrodnika”, „Dziewczyna z dzbanem”, czy „Wędka Feniksany”.
- Och? Ann jak się cieszę, że przyjechałaś. Myślałam, że całkowicie odejdę od zmysłów przebywając ciągle z mamą i ciotką Lizzi.
– Dobrze cię rozumiem. – z uśmiechem przytaknęła Ann. – Teraz będziemy musiały wszystko nadrobić. Nie rozmawiałyśmy już tak długo, a do tego tak mało pisałaś. Czuję się zobowiązana, by uświadomić cię jak wielki to nietakt. – Powiedziała stanowczo, po czym dodała. – A poza tym? tak mi brakowało wieści od ciebie.
– Droga Ann, jeśli tylko opowiem ci, co zatrzymywało mnie przed napisaniem do ciebie, zaraz zapomnisz o pouczaniu mnie i tęsknocie. To co przytrafiło się mi i to co zajmuje od kilku tygodni niemal cały mój wolny czas jest doprawdy niezwykłe.
– Czyżby to mężczyzna, Karolino? Tak się cieszę. Mów zaraz.
– Och? Wcale nie mężczyzna, a coś znacznie lepszego, bo dużo mniej ulotnego niż miłość niedojrzałego chłopca, jakich często można spotkać na swojej drodze.
Twarz Ann zmarszczyła się w zdziwieniu i podejrzliwości. Jakież to lepsze przygody mogły stać się udziałem jej młodej przyjaciółki, skoro tak bardzo ją pochłonęły. I jakież to czynności życia mogłyby odwieść ją od poszukiwań, do których stworzona została każda kobieta, od poszukiwań męża. Anna była już dojrzałą ponad dwudziestoletnią kobietą i nie wyobrażała sobie emocjonować się tak bardzo czymkolwiek innym niż tylko, tak bardzo oczekiwaną miłością, która właśnie nadeszła. Postanowiła jednak zachować wszelkie pozory i jak najszybciej wybadać intencje młodziutkiej Karoliny. Oczywiście w celu niezwłocznego wybicia jej z głowy tych zbędnych, jak je natychmiast oceniła, działań. Bardzo szybko postarała się więc o przyjacielski uśmiech na twarzy i rozpoczęła diagnozę.
- Mów więc natychmiast, bo umrę z niecierpliwości.
– Kochana Ann, mogę powiedzieć o tym tylko tobie. Mama chyba wyrzuciłaby mnie z domu. Zważ więc na grożące mi niebezpieczeństwo i staraj się trzymać język za zębami. Jestem taka podekscytowana. Kilka tygodni temu byłam w mieście i poznałam tam na ulicy fantastycznych ludzi. Oni jeżdżą po wielu miastach w kraju i wystawiają uliczne sztuki teatralne.
Ann wybałuszyła oczy ze zdziwienia.
- Od tamtego czasu biegam jak tylko mam wolny dzień do miasteczka i uczę się od nich aktorstwa. Jedna z dziewczyn z zespołu zgodziła się przekazywać mi tajniki swojego emploi, rolę Servetty.
– Spotykasz się z aktorami komedii dell’arte?
– Tak! – Zakrzyknęła z uśmiechem Karolina – To fantastyczne, prawda? – Nie zamierzała jednak czekać na odpowiedź. Chciała jak najszybciej pochwalić się swoimi aktorskimi sukcesami. – Marzy mi się żeby nigdy stąd nie wyjeżdżali, to dla mnie niesamowita szansa. Wiesz, że ja zawsze o tym marzyłam? – Jej oczy z nadzieją wpatrywały się w twarz Anny, poszukując w niej takiego samego entuzjazmu jaki ogarniał ją samą – Nie masz pojęcia jacy oni są utalentowani. Uczę się od nich tak dużo. W czasie przedstawień mają jeden scenariusz, ale zawsze potrafią go zmienić, urozmaicić. Wszystko jest improwizacją. Capitano jest najstarszy. Jego postać jest taka dojrzała. Potrafi dostosować się do każdej sytuacji i znakomicie podchwytuje reakcje publiczności. A jednocześnie nigdy nie wychodzi z roli. Na estradzie jest jak najbardziej realną postacią Capitana.
„Najbardziej zachwyca się najstarszym z aktorów?”. Ann nie mieściło się to w głowie.
- A… Są tam jacyś młodzieńcy?
– Hehe… jasne. Arlecchino i Scapino są bardzo dobrymi aktorami. A jak znakomicie wygimnastykowani, potrafią robić niesamowite ewolucje akrobatyczne.
– A co ty tam robisz, Karolino?
– Pobieram lekcje. Matka zawsze zmuszała mnie do nauki gry na klawikordzie i literatury, a ja postanowiłam uczyć się aktorstwa. To mnie pociąga. Trzeba bardzo długo ćwiczyć warsztat, kreować swoją rolę, pogłębiać zasób słów, żeby nie pogubić się na scenie. W czasie widowiska wszystko dzieje się tak szybko. Dialogi są improwizowane i trzeba zawsze być gotowym, aby nie wyjść ze swojej roli. To niesamowite być tak blisko swojej postaci. Tak jak poznawać kogoś nowego. A poza tym? oni są jak rodzina. Wszyscy sobie pomagają, ćwiczą sami lub osobno. A mnie przyjęli tak ochoczo.
Dziewczęta szły w głąb parku, rozciągającego się wokół posiadłości rodziny panny Karoliny. Anna nie potrafiła myśleć o niczym. Chciała tylko wybić z głowy dziwaczne zainteresowania swojej przyjaciółki zanim dowiedzą się o tym jej rodzice. To nie mogłoby skończyć się dobrze. Wciąż robiła jednak dobrą minę do złej gry.
- Wiesz Ann, – ciągnęła dalej Karolina – że mama i ojciec nie mogą się o tym dowiedzieć. Mówię ci to w całkowitym zaufaniu.
– Oczywiście – odparła z uśmiechem Anna. Po czym dodała stanowczo. – Ale nie wyobrażam sobie tolerować tych głupot, które wyrabiasz. Nie pozwolę abyś choćby jeszcze raz spotkała się z tymi ludźmi.
Po tych słowach Anna szybkim krokiem udała się w kierunku domu. Karolina wciąż stała z niedowierzaniem wpatrując się w jej oddalającą się sylwetkę.
Tę historyjkę wymyśliłam, aby przedstawić istotę gry aktorskiej, w typowej dla XVI – XVIII wiecznej Europy, commedii dell’arte.
Za kontuarem stanął Michaił Aleksandrowicz Czechow – aktor, reżyser, pedagog, który przedstawi własną koncepcję aktorstwa:
- Wiecie doskonale, że cenię niezmiernie mojego nauczyciela Konstantego Stanisławskiego. Wiecie także, że przeciwstawiam się niektórym aspektom jego sławetnej koncepcji aktorstwa. Nie wiecie natomiast co mam wam dziś do zaoferowania. Wysłuchajcie więc, a liczę, że zrozumiecie jak wielką wagę ma wypuszczenie na deski scen teatralnych postaci w jej samej istocie.
Każdy aktor powinien wydobyć z siebie coś, czego nawet na co dzień nie ujawnia. Sztuka jest czymś więcej niż codziennością, nie można więc ograniczać się do niej. Przygotowana rola to nie wyuczenie zaobserwowanych wcześniej gestów odpowiadających postaci, to także nie wywołana emocja. Artyzm wynika z wnętrza człowieczego, dlatego konieczne jest wprowadzenie na scenę swojego „wyższego Ja”. Bardziej znaczącego i bardziej prawdziwego niż to, którego używamy w każdym przeciętnym dniu naszego życia. Wolne „Ja wyższe” stworzy postać za nas. Otwartość zaowocuje gestami, ruchami, mimiką i słowami najprawdziwszymi. Kreacja aktorska jest gdzieś w nas, pokrojona na niewielkie cząsteczki – praobrazy. Poukłada ją intuicja i wrażliwość „Ja”. Tak więc nie ma problemu z improwizacją. Nie jest konieczna analiza założeń i psychiki wymyślonej sztucznie postaci. „Wyższe Ja” działa w atmosferze i czyni postać. Jest to postać wolna od „wierności codzienności”, jest wybitnie twórcza, nieograniczona.
Poczujcie w sobie siłę, jakiej nie dają wam zgnuśniałe zasady. Bądźcie improwizatorami, artystami!